środa, 22 lutego 2012

Ktoś tu kręci a Ziemia się nie zatrzyma



I znów Zakrywcy powalają "naukowym" newsem. Oto 16 stycznia 2013 roku ma zatrzymać się ziemia:

Ostatnio do tego repertuaru dodano nowe zjawisko - zatrzymanie się Ziemi. Geofizyk, prof. Joseph Jankowski na łamach czasopisma "Weekly Word News" napisał, że Ziemia będzie stopniowo wygaszać ruch obrotowy, aż zatrzyma się zupełnie. Podał nawet przybliżoną datę tego wydarzenia - 16 stycznia 2013 roku!
Żaden szanujący się naukowiec nie podaje co do dnia, kiedy ma nastąpić przewidywane zjawisko. Aby to zrobić, musiałby mieć bardzo dokładne dane albo... znać przyszłość, dlatego teoria Jankowskiego jest wkładana między bajki. Mimo wszystko sama zmiana ruchu obrotowego Ziemi wcale nie jest niemożliwa.
Bardziej prawdopodobny scenariusz zatrzymania się Ziemi zaproponowany został przez Witolda Frączka - naukowca polskiego pochodzenia, pracującego dla ESRI Inc. (Environmental Systems Research Institute). Nie jest to futurystyczna wizja, ale przykład jak najbardziej poważnych rozważań akademickich i pokazu umiejętności programu ArcGIS do modelowania i wykonywania złożonych analiz i obliczeń pomiarowych oraz generowania na ich podstawie map.

(...)Wszystko na równiku zostałoby oderwane od ziemi z szybkością większą od szybkości dźwięku i wyrzucone z ogromną siłą w powietrze. Ponieważ prędkość ucieczki z Ziemi wynosi ok. 40 000 km/h, taka siła nie wystarczy, aby przedmioty, ludzie, zwierzęta itp. poleciały w kosmos.
Im dalej od równika, tym szybkość z jaką wszystko wzbijałoby się w powietrze, malałaby. Jedynie Ci, którzy mieszkają blisko bieguna nie odczuliby nagłego zatrzymania się Ziemi. Ale nie mieliby powodu do radości. Ponieważ Ziemia by się już nie obracała, dzień (i noc) trwałyby po 365 dni dla połowy oświetlanej przez Słońce i drugiej, będącej w ciągłym cieniu. Jasna połowa byłaby prażona przez Słońce, ciemna byłaby zimna i nieprzyjazna dla życia. Nie byłoby już cyklu noc-dzień, ani pór roku. Całe życie uległoby zniszczeniu w większości w pierwszych chwilach po zatrzymaniu się planety, a pozostałe, które mogłoby przetrwa w pobliżu biegunów, pod wodą, która by spłynęła z równików w kierunku biegunów oraz zalała dawne kontynenty, zwłaszcza na północy.[1]
Na początek poszukałem źródeł tych informacji. Weekly Word News to tygodnik brukowy wypełniony ciekawostkami, sensacyjnymi doniesieniami i innymi humbugami. Pismo przoduje w opisywaniu historii typu "Uprawiałem seks z kosmitką" (plus zdjęcia kosmitki), "Elwis żyje, ukrywa się w Chile", "Byłam kochanką Mubaraka" itp. Historyjki w większości zmyślone, mimo motta "Nic oprócz prawdy". Słynna stała się seria artykułów o Batboyu - nieletnim superbohaterze będącego wynikiem skrzyżowania człowieka z nietoperzem, czy o odnalezionym na strychu małym smoku w słoiku z formaliną, a nawet o mieszkańcach Merkurego wykupujących ziemię w okolicach San Francisco. Nasz Fakt z wielorybem z Wisły wysiada.
Parę razy publikowano tak skandaliczne artykuły, jak ten w którym pokazano zdjęcia seryjnego zabójcy Teda Bundyego po wykonaniu egzekucji na krześle elektrycznym, zasadniczo jednak gazeta ma charakter satyryczny.
Od 2007 roku w związku z niską sprzedażą, funkcjonuje jako serwis internetowy.

Sami przyznacie, że to mało wiarygodne źródło?

Artykuł opiera się na ich artykule ze stycznia 2010 roku. Bliżej nieokreślony prof. Jankowski stwierdza tam, że odkrył iż Ziemia zaczęła szybko zwalniać, i że zatrzyma się całkowicie 16 stycznia 2013 roku. Spowolnienie obrotu ma postępować coraz szybciej i już latem 2011 roku dzień miał mieć długość 38,6 godziny.[2] Prócz pisma nie ma innego źródła które potwierdzałoby teorię. To wymysł panów redaktorów, który już się nie sprawdził, ale mimo to wp.pl przedstawia rzecz jako nową teorię, nie podając tych szczegółów, które mogłyby poddawać ją w wątpliwość. Jest to praktyka godna potępienia, już bowiem znajduję liczne cytowania tego artykułu na stronach internetowych, więc fałszywa wieść poszła w świat.

Natomiast wymieniane dalej symulacje Frączaka to w zasadzie model sytuacji w której spowolnienie ruchu obrotowego ziemi, następowałoby szybcie niż kompensacyjne zmiany kształtu jej skorupy. Ziemia bowiem, wirując z dosyć dużą prędkością, wskutek siły odśrodkowej nie jest idealną kulą - dokładne pomiary pokazują, że jest nieco szersza "w pasie" niż wynosi średnica na biegunach. Jej kształt da się w przybliżeniu opisać jako obrotową elipsoidę, co można nazwać po prostu "spłaszczoną kulą".

Średnica na wysokości równika to 12 756,2 km zaś od bieguna do bieguna 12 713,6 km, zatem powierzchnia morza na równiku jest oddalona od jądra ziemi o 20 km bardziej niż na biegunie północnym. Powoduje to, że punktem najbardziej oddalonym od środdka Ziemi nie jest szczyt Mount Everestu lecz szczyt mało znanej góry Chimborazo , w Ekwadorze. Góra ma wysokość 6,28 km ponad poziom morza i jest oddalona od równika o jeden stopień, a jej szczyt jest pokryty wiecznym śniegiem i lodowcami. Dla porównania najwyższy szczyt Afryki, Kilimandżaro jest oddalony od równika o 3 stopnie i ma wysokość 5,895 km, w związku z czym wierzchołek jest oddalony od środka planety o jakieś pół kilometra bliżej.

Gdyby obroty Ziemi zwolniły, spadłaby siła odśrodkowa i spłaszczenie kształtu ulegałoby zmniejszeniu. Dla spowalniania bardzo powolnego, zmiany kształtu skorupy ziemskiej następowałyby równomiernie ze zmianą wartości przyspieszenia ziemskiego na jej powierzchni.
W proponowanej symulacji ziemia spowolniłaby szybciej, przez co dosyć sztywna skorupa nie miałaby czasu na zmianę kształtu. W efekcie to co było płaską powierzchnią, stałoby się niebotyczną wyniosłością.
Trzeba jednak zauważyć., że w symulacji nie zaproponowano żadnego konkretnego mechanizmu zatrzymania. Po prostu programista założył "powiedzmy że Ziemia się zatrzyma" i na tej podstawie przeprowadził symulację, która ma znaczenie raczej jako śmiała próba sprawdzenia możliwości programu modelującego, a nie jako konkretna teoria tego jak i czy Ziemia się zatrzyma. Sam zresztą o tym pisze.[3]
Ameryka po zatrzymaniu się ziemi, wedle symulacji Frączaka

Można oczekiwać że za rok Odkrywcy "odkryją" fałszywkę Weekly Word News z 2005 roku, mówiącą że do Ziemi zbliża się z kosmosu "chmura chaosu" powodująca rozpad wszystkiego z czym się zetknie, i które wedle pewnego bliżej nieznanego naukowca ma się zderzyć z Ziemią w 2014 roku. A gdy już popełnią taki artykuł, wspomnijcie mojego bloga.

A powieści o tym, że w wyniku nagłego przebiegunowania Ziemia się zatrzyma i zacznie kręcić w drugą stronę, należy między bajki włożyć.

--------
[1] http://odkrywcy.pl/kat,111402,page,3,title,Czy-Ziemia-przestanie-sie-krecic,wid,14270436,wiadomosc.html
[2] http://weeklyworldnews.com/headlines/15077/earths-rotation-slowing/
[3] http://www.esri.com/news/arcuser/0610/nospin.html

poniedziałek, 20 lutego 2012

Epidemia raka... w 1938 r.

Rok 1938. Wspaniałe czasy. Ludzie łupali garściami pestki wiśni, zajadali się orzechami, jedli wędliny bez ulepszaczy, jajka bez podbarwiaczy, nie znali zupek chińskich i benzoesanów, nie przesiadywali godzinami przed telewizorami itp. Polska właśnie zajęła Zaolzie. I w tych pięknych zdrowych czasach ludzie umierali na raka:

"Czy rak jest uleczalny?"
Jak już pokrótce donieśliśmy, w Polsce rozpoczął się propagandowy Tydzień Przeciwrakowy w ub. środę. Na całym świecie, według przypuszczalnych danych, umiera na raka półtora miliona ludzi rocznie. Niemcy podają około 85000 zgonów rocznie na raka. Anglja około 50 tyś., Francja około 40 tyś, Stany Zjednoczone 135 tyś; w Polsce liczba zgonów na raka wynosi 30-35 000.
Smutny to objaw, że liczba zachorowań na raka rośnie na całym świecie; rak wysuwa się na drugie miejsce w statystyce chorób, w Polsce rak utrzymuje się na trzecim miejscu, na drugim zaś gruźlica. Rak jest chorobą ludzi po czterdziestce - ponieważ dzięki postępom medycyny coraz więcej ludzi przekracza ten wiek, rośnie też i procentowy stosunek zachorowań na raka. Poniżej 30 roku życia rak występuje rzadko, około 50 pct zachorowań przypada zaś na wiek 45-65 lat.
Panuje powszechne przekonanie, że rak jest chorobą nieuleczalną. Zdanie to nie jest całkowicie słuszne. Istnieje bardzo wiele typów raka, jedne z nich są uleczalne, inne nie. Jednym z najtrudniejszych do wyleczenia jest rak żołądka, który pozostaje nieczuły na działanie promieni radu i roentgena.
O uleczalności lub nieuleczalności raka decyduje jednak przede wszystkim okres, w którym chory się zgłosi. W początkach choroby można myśleć o uleczeniu, później jest coraz trudniej i szanse wyleczenia maleją gwałtownie z każdym dniem. Rak w pierwszych stadiach choroby jest niebolesny i tu leży największe niebezpieczeństwo - chorzy lekceważą sobie niebolesne guzy i nabrzmienia i przychodzą wtedy do lekarza, gdy jest już za późno. Zadaniem Tygodnia Przeciwrakowego jest w pierwszym rzędzie zwrócenie uwagi społeczeństwa, na straszne skutki zaniedbania raka w pierwszym okresie. (...) Lekarze Instytutu zwracają uwagę na tej smutny fakt że 5 część zgłaszających się chorych przychodzi za późno. (...) [1]
Przeglądając podawane w starych gazetach dane o "ruchu ludności" można zauważyć potwierdzenie tych danych aż do połowy XIX wieku.:

ILE OSÓB UMIERA W POZNANIU?
Według danych statystycznych zmarło w Poznaniu
w ubiegłym miesiącu 244 osoby, w tern 112 mężczyzn,
105 kobiet i 61 dzieci.
Przyczyną zgonów jest w pierwszym rzędzie gruźlica, której ofiarą padło w ubiegłym miesiącu 35 osób, w tem 25 dzieci. Mimo silnej walki z gruźlicą szerzy
się ta choroba w zastraszający wprost sposób. Drugą najbardziej niebezpieczną chorobą jest rak. Ofiarą raka padło 23 osób, oraz 28 dzieci. W 34 wypadkach przy-
czyną śmierci było zapalenie płuc. Na choroby serca i naczyń krwionośnych zmarło 33 osoby w w tern 18 dzieci. Rozwój niedostateczny i słabość wrodzona była
przyczyną śmierci w 24 wypadkach. Samobójstw popełniono w ubiegłym miesiącu 6.
Również zanotowano 5 wypadków śmierci, której przyczyny nie zdołano stwierdzić. W 10 wypadkach śmierci stwierdzono cholerę swojską i dziecięcą względnie
nieżyt kiszek.[2]

Do tego dołączamy udzielone nam łaskawie z Wydziału statystycznego
Magistratu miasta Warszawy cyfry śmiertelności w mieście, z czterech
miesięcy roku bieżącego. Wmieście Warszawie zmarło w miesiącu marcu 1865.
osób 681. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 40, na raka 8, na suchoty 12, na biegunkę 7, na apopleksyę 12.
W miesiącu kwietniu osób 597. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 39, na raka 3, na suchoty 131, na biegunkę 4, na apopleksyę 9.
W miesiącu maju osób 651. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 38, na raka 6, na suchoty 97, na biegunkę 22, na apopleksyę 5.
W miesiącu czerwcu osób 693. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 56, na raka 7, na suchoty 85, na biegunkę 35, na apopleksją 7. [3]


Wyeliminowaliśmy gruźlicę dzięki Penicylinie i rak wskoczył u nas na drugie miejsce.

---------
[1] Tygodnik Ostrowski 30 listopada 1938 roku wg. WBC
[2] Orędownik Ostrowski 30 listopada 1928 roku tamże
[3] Tygodnik Lekarski 20 sierpnia 1865 roku, EBUW

piątek, 17 lutego 2012

Krzywy księżyc

Podobno z księżycem jest coś nie tak. Zrobił się krzywy. Albo się przekrzywił. Podobno ma to związek z rokiem 2012. Podobno.

Każdy z nas ma zakodowany w głowach obraz księżyca jako ładnego rogalika, stanowiącego pionowo ustawiony wycinek koła. Pionowo. Czyli że jakby poprowadzić linię od jednego rogu do drugiego i przedłużyć w dół to by poszła pod kątem prostym do horyzontu. Wprawdzie nikt nie ma wyobrażeń aż tak geometrycznie uściślonych, ale gdy tylko coś zaczyna być nie tak, wszyscy zauważają odstępstwa od tak ustalonego obrazu.

W internecie pojawia się coraz więcej artykułów i filmów opisujących, że z Księżycem coś się stało, na przykład ten film. Pewien Niemiec donosi że 6 marca 2011 roku zaobserwował cienki sierp Księżyca leżący na boku, równocześnie program pokazujący fazy księżyca wskazuje, że powinien stać prosto:








Zatem i ja zaglądam do programu astronomicznego na ten dzień, konkretnie do HeavensAbove:
Program pokazuje nam sierp z boku, niewiele tylko przekrzywiony, tak samo jak temu panu. Dlaczego zatem gdy wyjrzał przez okno, sierp leżał na boku?

Na boku względem czego, że tak zapytam? Jaki punkt odniesienia uznajecie za górę a jaki za dół? Jeśli przyjrzeć się programowi, widać że położenie faz księżyca jest przez niego podawane względem osi północ-południe księżyca, ta zaś względem linii orbity, a linia orbity tworzy na niebie półkole. Podpis pod obrazkiem nie pozostawia wątpliwości - Księżyc został przedstawiony biegunem północnym ku górze. A ta góra to nasza północ a nie zenit. Co z tego wynika? A no to, że gdy księżyc wschodzi, to linia jego orbity tworzy z horyzontem pewien kąt, mniejszy lub większy, zależnie od położenia na orbicie. Gdy Księżyc znajduje się w punkcie najwyższym linia orbity jest prawie prostopadła do horyzontu, zaś gdy zachodzi znów tworzy z horyzontem pewien kąt ale od drugiej strony. Położenie cienia księżyca w ciągu jednej nocy zmienia się niezauważalnie, zaś układ rogów księżyca względem linii orbity również. Skoro tak, to wschodząc księżyc względem horyzontu leży na jednym boku, potem stoi prosto a potem leży na drugim boku. Lepiej objaśnię to na obrazkach:

Na tym schematycznym rysunku, Księżyc znajduje się w kwadrze. Wschodzi na wschodzie, góruje na południu i zachodzi na zachodzie, ponieważ półokrąg horyzontu jest tu wyprostowany, linia orbity księżyca przyjęła taką właśnie postać. Dla ułatwienia zrozumienia, zaznaczyłem na jasnej stronie kropkę, odpowiadającą jakiejś tak strukturze powierzchni.
A zatem najpierw księżyc wschodzi. Dla takiej fazy moment wchodu może być przeoczony, gdyż następuje około południa gdy słońce jest wysoko, ale kto wie to go wypatrzy, bo w dzień też go widać. Linia jego orbity wychodzi zza horyzontu pod pewnym kątem. Jeśli linia naroży, odpowiadająca przebiegowi terminatora, ma być w przybliżeniu prostopadła do linii orbity, to przy wchodzie, wobec ostrego kąta miedzy horyzontem a linią orbity, wypukłość celuje w górę a biegun północny na północ, czyli w lewo, i Księżyc "leży na lewym boczku".

Potem księżyc góruje, co oznacza że znajduje się w najwyższym punkcie orbity. Dla kwadry następuje to o zachodzie słońcu lub tuż po. Linia orbity jest tu w przybliżeniu równoległa do południowego horyzontu. Biorąc horyzont za punkt odniesienia widzimy, że terminator tworzy z nim kąt prosty. Nasz półksiężyc "stoi prosto" a wypukłość celuje na zachód, w stronę Słońca, zaś biegun północny na północ, czyli w górę. Jeśli zobaczymy księżyc w tym momencie, wszystko będzie dla nas w porządku.

Następnie księżyc zachodzi. Przy kwadrze następuje to około północy. Słońce jest schowane głęboko pod horyzontem i w jego stronę, a więc w dół, jest skierowana wypukłość półksiężyca. Terminator jest prawie równoległy w stosunku do zachodniego horyzontu. Księżyc "leży na prawym boczku".
Gdybyśmy zobaczyli zdjęcia księżyca w tych trzech momentach, zawsze robione z ziemi a więc mające horyzont za "dół", musielibyśmy uznać, że w ciągu jednej nocy księżyc obrócił się o 180 stopni. W rzeczywistości o dokładnie tyle stopni obrócił się nasz punkt odniesienia, bo najpierw był nim horyzont wschodni a potem zachodni. Ot i cała zagadka.

Dlaczego jednak czasem księżyc wschodzi prosto a czasem na boku? Bo przecież nie zawsze wygląda jak na rysunku.

Wiąże się to z paroma efektami. Po pierwsze, płaszczyzna orbity księżyca nie pokrywa się z płaszczyzną orbity Ziemi wokół Słońca, odchył wynosi 5 stopni kątowych co stanowi 10 obserwowalnych średnic księżyca. Gdyby obie płaszczyzny się pokrywały, przy każdym nowiu następowałoby zaćmienie słońca a przy każdej pełni zaćmienie księżyca. W rzeczywistości księżyc może znajdować się na niebie pięć stopni na lewo lub na prawo słońca. Zaćmienia następują gdy księżyc znajdzie się na takim punkcie orbity, w którym obie płaszczyzny się przecinają, a że miejsca te, nazywane punktami smoczymi, przesuwają się, trzeba trafu aby te trzy rzeczy ustawiły się na jednej linii.
Maksymalnie pięć stopni w każdą stronę to nie dużo, ale dochodzi tu do głosu drugi efekt - odległość mierzona prostopadle może wynieść tyle, zaś mierzona po innej linii, niekoniecznie. Jeśli narysujecie linijką dwie linie, odległe o 2 cm i zmierzycie ich odległość prostopadle - to wyniesie 2 cm, jeśli jednak przekrzywicie linijkę, to znajdziecie i taką linię, która ma 3 cm, i taką która ma 5 cm. Dla linii ekliptyki (pozornej drogi słońca) i orbity księżyca odległych o 5 stopni, i tworzących z horyzontem kąt 45 stopni, odległość liczona po horyzoncie wynosi 7 stopni, czyli 14 średnic księżyca. Im mniejszy będzie kąt między horyzontem a tymi liniami, tym większa będzie odległość dla tych linii mierzona po horyzoncie.
I co z tego? Wyobraźmy sobie że słońce właśnie zaszło a księżyc po nowiu właśnie zachodzi. Jeśli znajduje się kilkanaście stopni nad słońcem (gdyby był bliżej to byśmy go nie zobaczyli) i siedem stopni od niego po horyzoncie na lewo, to ma postać rogalika stojącego prosto i skierowanego wypukłością na północ. Jeśli obie linie prawie się nakładają to księżyc jest nad miejscem w którym pod horyzontem znajduje się słońce i jego wypukłość jest skierowana w dół - księżyc "leży na boku" niczym symbol islamu. Częściej się zdarza, że jest mniej lub bardziej odchylony, dlatego częściej obserwujemy rogal "stojący" niż "leżący". Tu, dla księżyca parę dni po nowiu:
Natomiast rogalika odwrotnego, a więc skierowanego wypukłością na południe nie zobaczymy, bo będzie wówczas parę stopni od słońca, w nowiu.
Takie położenie księżyca nad słońce następuje najczęściej pod koniec zimy, gdy orbita wznosi się wysoko, natomiast linia orbity słońca jest jeszcze dosyć nisko, przez co słońce nie wznosi się za wysoko i wcześniej wchodzi pod horyzont i z tych właśnie miesięcy pochodzą zdjęcia tak ustawionego rogala.

Ci, którzy rzadziej patrzą uważnie na niebo, nie zauważają tych prawidłowości, stąd gdy zobaczą że co jest nie tak, podnoszą alarm. Oczywiście gdy podczas ostatniej zimy księżyc znów przybrał taką pozycję, pojawił się wysyp teorii, ze spiskowo-katastroficznymi włącznie. Podaje się, że Ziemia się przekręciła o trzy stopnie, co ma być wynikiem oddziaływań Nibiru. Albo że oś księżyca się przewróciła, bo trafiła go kometa.
Nie trudno zauważyć, że w tym drugim przypadku, nie zaobserwujemy żadnych zmian zacienienia, natomiast w tym pierwszym, na pewno Islandczycy i mieszkańcy północnej Norwegii zauważyliby, że linia zasięgu nocy polarnych przesunęła się o 300 km w którąś ze stron, astronomowie zauważyliby, że punkt równonocy przesunął się nagle, zaś miłośnicy astronomii ustawiający oś główną swych teleskopów na biegun niebieski, spostrzegliby, że punkt ten przesunął się o sześć średnic księżyca. Nie mogłoby być zatem, że zauważył to tylko jakiś Niemiec, który wyjrzał przez okno.
Takie ustawienie się księżyca powtarza się co kilka lat, przegrzebując swoje archiwa znajduję zdjęcia takich ustawień z 2008 i 2009 roku:















Po lewej koniunkcja Księżyca i Merkurego z kwietnia 2009, po prawej Księżyc i Wenus z listopada 2008.

















Tak więc może w układzie Księżyc - obserwator dzieje się ostatnio coś nie tak, ale akurat z Księżycem wszystko jest w porządku.

niedziela, 12 lutego 2012

Somebody used

Zaczęło się (dla mnie) gdy w którejś z radiowych audycji puszczono nowość - utwór zupełnie mi nie znanego Gotye. Muzyka bardzo fajna, teledysk świetny i oparty na ciekawym pomyśle wizualnym, parę dni sobie jej słuchałem i cieszyłem się, że puszczają co jakiś czas w radiu. Ale po pewnym czasie zainteresowanie minęło (zdaje się że zacząłem akurat słuchać Joplin i wyparło).


Nieco później natknąłem się na parodię teledysku, wykonaną przez chłopaków z Former Love w której w zasadzie aż do połowy wszystko dzieje się tak samo jak w oryginale, aż okazuje się że część śpiewaną przez Kimbrę odgrywa pomalowany chłopak a w finale towarzyszy im pomalowany chórek.

Pojawiła się też wersja anatomiczna, z namalowanymi organami wewnętrznymi i wersja "Pollock". Jest też wersja że tak powiem gejowska (jakoś tak się kojarzy). Parodia piosenki przerobiona na wulgaryzmy nie zbyt mi się natomiast spodobała, w odróżnieniu od podobnej graficznie wersji niemieckojęzycznej. Parodia będąca satyrą na internet (Somebody That I Used to Troll) też niczego sobie.
Są też wykonania amatorskie, jak uroczo okropna wersja dwóch nastolatek, pełna pasji wersja przedszkolaków, wersja w domowym salonie gdzie córce akompaniuje na pianinie matka (całkiem nieźle) i kilkadziesiąt wersji "w moim pokoju".

Jakoś tak po paru miesiącach znajomy zwrócił moją uwagę na interesujący cover grupy Walking off the Earth, specjalizującej się w zabawnych wideoklipach do swoich wersji innych piosenek. Całość opiera się na intrygującym pomyśle wizualnym, aby pięć osób zagrało na jednej gitarze:

Uwagę zwraca stojący przy samym gryfie, który wprawdzie jedynie od czasu do czasu trąca jedną strunkę ale ma minę jakby to on był tu najważniejszy. Ich wersja spodobała się internautom nie gorzej od oryginału - pierwszy wrzucony klip ma już 51 mln odsłon. Nic więc dziwnego, że pojawiły się wykonania tego wykonania.

Aż wreszcie parodie, na przykład "wersja przebierankowa" nawiązująca w tekście do popularności klipu, dalej zaś wedle grup wiekowych i krajów: parodia paru dorosłych ludzi grana na rakiecie tenisowej i dużej rybie , parodia studencka; wersja nastolatków (nawet na prawdę grają!); parodia ojca z małymi dziećmi, co do których można mieć podejrzenie, że nie są zupełnie obecne umysłem; parodia orientalna odgrywana na miotle; parodia latynoska z odwróconą gitarą, wersja na dziewięć osób, wersja barowa na ukulele; polska parodia w stylu "domowa balanga po 1 w nocy". Można by jeszcze długo wyliczać. Utwór Gotye stał się internetowym fenomenem, czego dowodzi liczba 68 milionów wyświetleń pierwszego klipu. Jest to rzeczywiście dobry utwór, z nie najgorszym tekstem i muzyką, ale chyba sami przyznacie, że po pewnym czasie odechciewa się słuchać.

Co do parodii i przeróbek, można mówić już o Efekcie Gotye - każda przeróbka, nawet najmarniejsza, może liczyć na co najmniej kilkanaście tysięcy wejść tylko dlatego, że pojawia się w pasku podobnych filmów, zaś zachęceni internauci będą klikać choćby tylko dla sprawdzenia co też nowego ludzie na świecie wymyślili. Całe to zjawisko dowodzi moim zdaniem, że są na świecie tysiące ludzi o całkiem przyzwoitym poczuciu humoru, którzy chcą dzielić się tym odczuciem. W polskim internecie jest to nurt prawie niezauważalny - właściwie większość "parodii" to przeróbki gdzie pod ruch warg podstawiano różne wulgaryzmy (aczkolwiek ostatnio pojawiła się pełna, wraz z klipem, parodia "Ostatniej nocki" Maleńczuka).


I na koniec pojawił się całkiem interesujący cower Army of 3 w wykonaniu Ingrid Michaelson które wcale nie naśladuje Gotye a raczej dodaje do piosenki całkiem inny klimat. Wersja jest zresztą ciekawie zmontowana i niewykluczone, że pojawi się jakaś tego klipu parodia.

--------
Ps. a może wobec tego zrobię własną parodię?
Niestety co do swych zdolności wokalnych mam powątpiewanie, więc raczej się na to nie poważę, ale może posklejam co zabawniejsze wykonania w jakąś małą kompilację...

piątek, 3 lutego 2012

Diamentowy pył i coś jeszcze

Mozy mamy wreszcie całkiem porządne i w związku z tym pojawia się nam raczej mało znane, choć nie aż takie rzadkie zjawisko pyłu diamentowego. Są to po prostu bardzo drobne kryształki bardzo połyskliwego lodu, powstające w przyziemnych warstwach atmosfery, gdy podczas bardzo silnych mrozów w powietrzu zawarta jest jeszcze jakaś ilość wilgoci.
W takich warunkach powietrze może być przesycone parą wodną, to jest zawierać jej więcej niż powinno w tej temperaturze. Gdyby taka warstwa powietrza pojawiła się na poziomie gruntu, powstałóby po prostu szron. Jednak w wyższych warstwach dla większych mrozów, kryształki powstają samorzutnie w powietrzu i bardzo powoli opadają w dół. Są tak małe i zazwyczaj tak drobne, że trudno je zobaczyć. Zdradzają się dopiero dzięki błyskom światła słonecznego, głównie w osi pionowej nad i pod słońcem.

Czy jest to bardzo rzadkie zjawisko? Raczej nie, w każdym razie nie aż tak jak to sugerują obecnie media. Pamiętam że w zimę w 2006 roku uzbierało się dni z nimi łącznie prawie dwa tygodnie, jednak prócz mnie mało kto zwrócił na nie uwagę. Bardzo intensywny opad takich kryształków, z zupełnie bezchmurnego nieba, oglądałem w zeszłym roku w Siedlcach i tutaj objawiła się ich specyficzna właściwość.
Jak już wspomniałem kryształki pyłu diamentowego są bardzo połyskliwe. Odbijając lub załamując światło mogą wywoływać bardzo ciekawe zjawiska świetlne, typu słupów świetlnych, okręgów halo i innych. Tak też było w zeszłym roku gdy duża ilość kryształków nadała Słońcu nietypowy kształt, z otoczką w kształcie stojącego jaja:

Otoczka powstała oczywiście z nałożenia się słabego wieńca i dwóch słupów świetlnych. Poniżej słońca widziałem jednak na tle ziemi wyraźną linię połyskujących kryształków. Gdy wyjrzałem później przez okno akademika, stwierdziłem że pod słońcem, na głębokości pod horyzontem takiej samej, jak wysokość słońca nad nim, jasną, żółtawą plamę łożoną z najintensywniejszych rozbłysków. Było to oczywiście Podsłońce, powstające gdy światło odbija się od płaskich podstaw płytkowatych kryształków. Niekiedy potrafi być bardzo jasne, niczym amo słońce (na tym zdjęciu chociażby). Rzecz to jednak bardzo ciekawa, bo znane mi źródła podają, że można je obserwować właściwie tylko w górach i z samolotu, gdy obserwator znajduje się wyżej niż lodowe chmury, tutaj natomiast wystarczało drugie piętro aby zjawisko pokazało się wystarczająco wyraźnie:

Najwidoczniej warunki jakie dał opad diamentowego pyłu były bardzo podobne do warunków na wysokości chmur. W pyle lodowym może też powstawać halo, czego piękny przykład z Karkonoszy znalazłem tutaj. Niekiedy w takich warunkach powstają jeszcze rzadsze zjawiska, jak eliptyczne halo wokół słońca, jajowate halo wokół podsłońca, słońca poboczne do podsłońca. Ale o tym szerzej kiedy indziej. Mam w swoich archiwach trochę podobnych ciekawostek.

środa, 1 lutego 2012

Pół roku... i dalsze plany

Tak się teraz sesją zająłem, że przegapiłem półrocznicę założenia bloga. Pierwszy wpis to 30 czerwca, więc półrocznica to 30 stycznia. Jak na razie odwiedzano mnie przez ten czas ponad pięć tysięcy razy, raczej nieregularnie.

Zwykle przeglądalność dzienna wynosiła kilkanaście wejść, jednak od czasu do czasu pojawiały się górki, związane z podlinkowaniem któregoś z wpisów do popularnych serwisów. Najwięcej wejść miałem zatem z Wykopu i Klikd-u, gdzie linkowano do mnie chętnie, za co polecającym mnie tam bardzo dziękuję.
Najbardziej popularne wpisy to Diabeł Wirujący i Wir umywalkowy. Ten pierwszy oglądano prawie dwa tysiące razy, z czego tysiąc w ciągu pierwszego tygodnia od zalinkowania. Przez tych sześć miesięcy zamieściłem 29 wpisów.

Zasadniczo nie wyznaczałem sobie jakiejś określonej tematyki dla bloga, wyszło jednak że dużo napisałem o kataklizmach i wypadkach na świecie. Przez następne miesiące będę oczywiście kontynuował tematykę trąbologiczną w miarę moich amatorskich możliwości, z resztą w tym roku będzie parę ciekawych rocznic w tym względzie. Ostatnio zacząłem podsumowywać wszystkie zapiski o odnalezionych przypadkach i podejrzeniach wystąpień trąb powietrznych w Polsce w ciągu minionych 250 lat i zestawiać w kwerendę, może wyjdzie z tego parę ciekawych notek.
Napiszę też parę notek o teoriach spiskowych i o medialnych bzdurach. Będę kontynuował napoczęty cykl "drobne rośliny kwiatowe". Mam też w planach kilka wpisów na temat mało znanych polskich spraw kryminalnych. Od pewnego czasu intryguje mnie też temat masowych, szalonych morderców, z rodzaju tych którzy urządzają masakry w amerykańskich szkołach, więc temat też się pojawi, zwłaszcza że jest też kilka polskich przypadków takich wydarzeń.

A tak w ramach najnowszych wydarzeń, przyszło mi do głowy coś takiego:
Owczy pęd dotyczy też rewolucji
a cóż jest niezwykłego w buncie
gdy wszyscy buntują się tak samo?
więc ja tak trochę na przekór:
nie dla actów przemocy
na mocy
pomocy...